Wal do klauna

"Until Dawn: Rush of Blood" pokazuje, że nie trzeba wiele, by dać masę radości z rzeczywistości wirtualnej. 
PSVR: Recenzja "Until Dawn: Rush of Blood"
Co ciekawe, "Rush of Blood" zaczęto projektować jeszcze w trakcie prac nad oryginalną grą. Nie można więc zbytnio mówić o odcinaniu kuponów, ponieważ obie produkcje powstawały (prawie) równolegle. Choć oryginalny "Until Dawn" był całkiem niezłym horrorem, "Rush of Blood" idzie w zupełnie innym kierunku. Jeśli główna gra to pierwszy bądź drugi "Piątek trzynastego", to spin-off wygląda jak chichoczące, zdeformowane dziecko "Jasona na Manhattanie". Zapomnijcie zatem o klimatach rodem z porządnego slashera, o nastolatkach i mrocznych sekretach. W "Rush of Blood" wyruszamy – dosłownie – w podróż po domu strachów, obrzydliwych świniaków oraz morderczych klaunów. Dlaczego dosłownie? W grze nie sterujemy naszą postacią, a przynajmniej nie bezpośrednio. "Rush of Blood" to typowy tzw. rail shooter, czyli strzelanka na szynach. A szyny te są jak najbardziej realne, gdyż cały czas poruszamy się na przerażającej kolejce górskiej w klimatach wesołego miasteczka. O dziwo jednak, w przeciwieństwie do takiego "Driveclub VR", "Until Dawn: Rush of Blood" nawet przy największych prędkościach naszego wagonika nie powoduje nudności. Choć grafika do najpiękniejszych (delikatnie mówiąc) nie należy, to jest wyraźna i oparta na dobrym kontraście kolorów. W efekcie nie mamy wrażenia rozmazującego się tła i możemy spokojnie szusować po zakazanych rewirach parku rozrywki w umyśle pewnego bohatera "Until Dawn".



Podczas gry na szczęście możemy wybrać styl kontrolerów, to znaczy albo obsługujemy grę przy pomocy dwóch PlayStation Move, albo gramy dość klasycznie, czyli na padzie. Polecam tę drugą opcję. Choć jest mniej imersyjna, to gra zdecydowanie lepiej radzi sobie z padem niż ciągłą i problematyczną kalibracją Move'ów. Warto też pamiętać, że nie od parady mamy na głowie gogle do wirtualnej rzeczywistości. Obracanie głową to rzecz, o której najłatwiej zapomnieć, a jeżeli chcemy wykręcać naprawdę niezłe wyniki, trzeba ciągle sprawdzać, czy przypadkiem jacyś wrogowie nie czają się poza naszym standardowym polem widzenia.



Mechanika strzelania jest stosunkowo prosta. Niezależnie od tego, czy korzystamy z dwóch Move'ów czy z pada, mamy – jak nietrudno się domyślić – dwie (początkowo) strzelby, po jednej w ręce. Sterujemy nimi niezależnie, co znaczy, że triggery na padzie odpowiadają za strzał z lewej (L2) czy prawej (R2) ręki, przeładowujemy zaś odpowiednio L1 i R1. Choć pad jest ogólnie lepszy do grania, niestety nie daje nam takiej precyzji jak Move'y. Za to odpada problem z "wyskakiwaniem" kontrolerów poza ekran. Co jakiś czas natrafiamy na nową broń – wystarczy że ustrzelimy odpowiednie pudełko i dostajemy do rąk świeże, nieśmigane jeszcze pukawki. W zależności od tego, z której zresztą ręki strzelimy do danej paczki z bronią, do tej właśnie dłoni dostaniemy nowy pistolet czy strzelbę. Warto też czasem przemyśleć sprawę pod tym kątem i np. mieć jedną pukawkę na dalszy zasięg, a drugą specjalnie na bliskie spotkania trzeciego stopnia.



Podczas jazdy i przechodzenia siedmiu sporych plansz jest do czego strzelać. Przede wszystkim pojawiają się przed nami wszelakie obrzydliwe zombiaki czy inne potwory. Do tego dochodzą także przedmioty oznaczone specjalnymi gwiazdkami. Mogą być to przeróżne beczki, wazy czy inne obiekty na granicy pola widzenia. Im więcej takowych przyuważymy podczas jazdy, i im więcej ustrzelimy, tym lepiej dla mnożnika oraz naszego końcowego wyniku punktowego. Na koniec zostają przedmioty kolekcjonerskie, czyli figurki klaunów, które musimy ustrzelić, jeśli chcemy odkryć wszystkie sekrety gry. Tak jest, "Rush of Blood" nawet nie próbuje ukrywać, że jest zwykłym arcade shooterem, strzelanką do relaksowania się, taką, która nie ma za specjalnych ambicji fabularnych. Co więcej, w grze mamy cztery różne poziomy trudności, z których każdy wiąże się zarówno ze zwiększeniem liczby wrogów i przeszkadzajek na ekranie, jak i końcowym wynikiem. Najtwardsi gracze powinni spróbować sił na poziomie najwyższym. Co prawda mamy tylko jedno życie, ale po ukończeniu tego oraz pozostałych poziomów dostajemy osobne zakończenie gry.



Choć "Rush of Blood" trwa – przy jednym przejściu – raptem dwie godziny, w tej chwili to jedna z ciekawszych pełnoprawnych gier na PlayStation VR. Niezależnie od tego, ile ustrzelimy klaunów, pająków czy zombiaków, chce się wracać choćby po to, by wykręcić jeszcze lepszy wynik. Zasłużona siódemka.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones